poniedziałek, 8 kwietnia 2013

bohater drugiego planu

W chorobie wszyscy się nad tobą roztrząsają. Martwią, troszczą i pytają. Wydaje się to reakcją naturalną...
Tymczasem.
Zawsze każdemu powtarzam: rodzina ma gorzej! Nie pytaj się o mnie!
Cichy bohater drugiego planu...


Są uśmiechnięci, cierpliwi, gotowi na każde jęknięcie. Ponadto wykonują swoje codzienne obowiązki. I moje..
i pracują.
i się uczą.

To chyba naturalne w normalnej rodzinie. Nie jest bohaterem ten co się leczy i walczy o życie, nie jest bohaterem ten, kto kochanej osobie pomaga w trudzie.
Jest człowiekiem
Tak po prostu...

Tak wielu jest bohaterów drugiego planu, co nie obnoszą się ze swym naturalnym odruchem bycia człowiekiem.
Po prostu są.
Są prawdziwi, naturalni.
"Zwykły bohater"
bez fanfar.






38 komentarzy:

  1. właśnie, bez fanfar.
    fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masz rację:)
      to co normalne zaczyna być gloryfikowane
      świat chyba stanął na głowie :/

      Usuń
  2. Święte słowa, dobre, mądre :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mądrość w Twym poście :)

    uwielbiam

    OdpowiedzUsuń
  4. pewnie masz racje.. patrzę na jednego pana który zajął się żoną zamiast sobą - po prostu... tak z pewnością bohater drugiego planu.. fajnie ze widzisz dostrzegasz doceniasz rodzinę, najbliższych, fajnie ze jest kogo docenić. pozdrawim goraco eczk

    OdpowiedzUsuń
  5. bywa. szkoda że nie zawsze jest ten cichu bohater. tylko pozazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja ci powiem Ostre, że i Ty jesteś bohaterką. Nie w tym, że walczysz o zdrowie i życie. Ale w tym, że pozwalasz najbliższym żyć "normalnie". Nie jojczysz bez powodu, nie użalasz się nad sobą.
    O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się w 100 % i dodam jeszcze że ja bym na pewno tak nie potrafiła, więc tym bardziej podziwiam. Oprócz tego, że podziwiam za inne rzeczy ale to już wiesz. Buziaki wielkie :*

      Usuń
    2. bez fanfar proszę...
      bo najczęściej biją króle, bo najgęściej giną chłopy.. oj tak mnie tchneło

      Usuń
    3. taki post nie obędzie się bez fanfar. Trafiony w punkt bardzo ważny temat. Kochana, fanfary i owacje na stojąco!

      Usuń
    4. ten temat "normalnosci" w rodzinie w chorobie to dla mnie chyba najwazniejszy temat okolochorobowy.

      Usuń
    5. ja też lubię temat normalności w chorobie, nie tylko nowotworowej, piontka :>

      Usuń
    6. oczywiscie ze nie tylko nowotworowej:))

      Usuń
  7. miszczyni!!!
    szacun za post!
    normalnie Ciem kocham:DDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no a co na to Lucha?

      Usuń
    2. ona tesz ciem kocha :P

      Usuń
    3. lucha kce mię wieszać

      Usuń
    4. tego się obawiałam...

      Usuń
    5. to som nas cztery, a jak Lucha tesz kocha, to pienć, ale jak powiesi Gagę to cztery...
      skomplikowane to wszystko

      Usuń
    6. jeszcze ja jest nas sześć a jak Lucha powiesi Gagę to pięć! ♥♥♥

      Usuń
    7. Gagusia... odezwij siem czy żyjesz bo siem doliczyć nie możemy :))))

      Usuń
    8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  8. na raka choruje cala rodzina, podobnie na depresję.
    wiem bo żyłam w takiej rodzinie.
    wydaje mi się, że w takich rodzinach bohaterem się bywa. i bywają nimi wszyscy, każdy po kolei, czasem na zmianę.
    bo każdy stara się żyć najlepiej jak się potrafi, co nie znaczy, że zawsze wychodzi, czasem nie wychodzi ale co tam. to nie ważne. najważniejsze by być ze sobą, w tym co jest, prawda?
    ech, samo zycie pisze najciekawsze scenariusze :> życie jest naprawdę piękne, albo BYWA piękne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. każdy jest bohaterem, a jednocześnie nikt go nie zgrywa, prawda?

      Usuń
    2. każda rodzina chyba ma swój schemat... moja na przykład zjednoczyła się na powrót po zachorowaniu mamy, po osiągnięciu przez nas dorosłości tak się jakoś rozłaziła w szwach i to tak straszna walka z obcym nas zebrała i zbliżyła do siebie... tak było akurat u nas i to była trudna, ale - choć trąci to banałem - owocna walka, która niestety będzie jeszcze trwać i trwać....

      Usuń
    3. aLusia ja tez, paradoksalnie, czas choroby mojej mamy bardzo dobrze wspominam, nigdy nie bylysmy sobie tak bliskie, wrecz przeciwnie! To byl dla nas dobry czas, choc czasem mysle, ze mogloby byc jeszcze lepiej, ze sie nie staralam wystarczajaco

      Usuń
    4. choroba daje dystans do wielu spraw, przewartościowuje.
      fakt, choroba bardzo zbliża. ale ja czuję się czasami taka bezsilna, gdy nie mogę pomóc. bo samo bycie blisko wydaje mi się za mało.

      Usuń
    5. i właśnie dlatego twierdzę, ze rodzina ma gorzej! z bezsilności

      Usuń
    6. Myślę, że Mar ma rację.
      Mało o tym wiem, ale mam za sobą doświadczenie zaostrzenia nerwicy lękowej około dziesięciu lat temu. Ja mam wrażenie, że nie sprostałam sytuacji, że gdybym się jeszcze bardziej postarała, że zawiodłam, że wszystkim przez ten czas było bardzo źle. Oni też tej pory to pamiętają, mężowi zdarza wypominać mi tamtą chorobę. Oni wtedy bali się o mnie i stracili poczucie bezpieczeństwa, bo ich dzielna mama nagle na trzy tygodnie stała się przerażonym człowieczkiem . Nie spisaliśmy się - ani ja, ani on.

      Usuń
    7. ostre, tez uwazam, ze rodzina ma gorzej
      siostro

      Usuń
    8. ale Ostre, właśnie dlatego uważam, że moj tata (chory) był bohaterem, bo UCZYŁ NAS jak mu pomagać, POZWALAŁ sobie pomagać, nie czułam się tak bezsilna, rozumiesz?
      oprócz swojej choroby, dbał o nas. to było niesamowite.
      nie dało się ograniczyć bezsilności, ale CZUŁAM że mój tato na mnie polega, że mi ufa i że moge mu pomóc. to było cudowne, bardzo budujące doświadczenie, móc troszczyć się o swojego chorego rodzica.
      nie każdy chory na to pozwala, i nie każdy kto chce pomóc ma to szczęście by móc pomóc, bo czasem się nie da (bezsilność).

      Usuń
    9. piekne
      ale czasem trudno zachowac rownowage, nie zameczyc np swojej rodziny soba i swoim cierpieniem

      Usuń
    10. Tak, Rybuś. Można zamęczyć rodzinę sobą.

      Usuń
    11. dzięki, rybcia, za tę uwagę, bo ja też mam wrażenie, że mogłabym się starać bardziej... ale na szczęście wciąż mam czas, żeby to nadrabiać, oby jak najdłużej... choć moje własne pechowe przypadłości pozwalają mi się usprawiedliwiać, kiedy mi się nie chce, albo braknie mi cierpliwości, pozwalają mi się tłumaczyć przed samą sobą sowimi dolegliwościami... o ironio - właśnie to również pozwoliło mi lepiej wczuć się w mamy sytuację - wcześniej nie przyszłoby mi do głowy np. jak bardzo można się wykończyć i doprowadzić wręcz do łez przy banalnym ubieraniu...ale tak rzeczywiście jest, że nigdy wcześniej nie byłyśmy sobie tak bliskie....chwilo trwaj....

      Usuń
  9. Bardzo trafna notatka. My chorujemy co nie jest zbyt fajne, ale przynajmniej wiemy co czujemy, a nasi bliscy cały czas się martwią. To oni muszą ogarnąć rzeczywistość gdy my jedziemy na "lecznicze wakacje". Dużo by można pisać... To faktycznie bohaterzy drugiego planu i chwała im za to.
    Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń