o i zalegam w łożu po kolejnym strzale. Sił jakby więcej niż po poprzednich ale jak to pozory mylą... wyniczki gorsze :( Leukocyty gdzieś zaczęły sie wyprowadzać- czyżby na święta do znajomych pojechały? Doktorek myślał, czy nie przesunąć mi imprezki (no przecież oczywista, że było co oblewać- tym razem tatuśka urodziny!), ale ostatecznie zaaplikował mi i chemię i zastrzyki co by sie nowe dzieci Leukocytki narodziły. I tak jestem po pierwszym... Narazie dotykam się i mało gdzie nie boli dotyk.
A do tego mdli i teraz już nie wiem czy to jeszcze chemia, czy zastrzyki, czy moze miesiączka która jednak postanowiła w przeciwiństwie do leukocytwów do mnie zawitać po 42 dniach, czy może wirus, który męczył Młodego? Na szczęscie skończył i oddał mi koleżankę miskę do towarzystwa. To jest właśnie sprawa dla detektywa:kto winien? He, no może jeszcze migrena dreptać przecie..
Dobrze, ze za oknem jakaś akcja sie rozwija: z każdym dniem pąki coraz bardziej nabrzmiałe!
I chyba święta idą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz