No i koniec! Basta!
Dziś zaliczyłam ostatnie lampki. Jadąc te 100km do CO byłam nieźle podekscytowana. Łał! Wielka sprawa, koniec leczenia. Zrobię balangę, upiekę tort, zapiję się , pójdę obwieszczać to światu krzycząc z mostu, zatańczę na rurze..
Wszystko szło jak po maśle, szybciutko. Moja skóra wzbudziła ogólne zadowolenie
-Udało nam się- rzekła radiolożka (rozumiem, że udało się cudem mnie nie spalić..)
- Proszę jeszcze przez miesiąc nie myć skóry
-Ok. Czego jeszcze mam nie robić?...
No i zaczeło się... To Pani nie wie? Nie czytała Pani?!
Czytała czytała... że chyba nawet oddychać nie wolno bo to szkodzi.
Poczułam sie bardzo malutka, bardzo głupiutka i niestety bardzo..chorutka. Przecież Z NOWOTWOREM nie wolno tego i tamtego!
Jakim nowotworem pytam? Przecież miałam być zdrowa! Nie jestem????
Tym o to sposobem nie będzie fajerwerków, bo nie jestem zdrowa. Mam raka i bedę go mieć go końca mych dni, jeśli nie w ciele to w wyobraźnie na pewno. Pani doktor skutecznie sprowadziła mnie do parkietu
wrrr
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz