niedziela, 29 lipca 2012

muuu

Oj, wczoraj był kolejny energiczny dzień. Uwielbiam ten tydzień!
Jako, że czas szybko płynie należało pomyśleć o zapasach na zimę. Opałowych. Oczywista ja już tylko w roli dyrygenta i dopajacza. Tym sposobem połowa ogródka w drewnie. Jaki zapach! Może nie zamarznę...?

Następnie próbowałam zrobić nowinkę kulinarną na wzór i podobieństwo spożywanej u mojej psiapsióły. No i może by wyszło, gdyby sklep był lepiej zaopatrzony. A tak miałam prawie tacos z prawie tortillą. Oryginalnie? Nie mniej też smacznie!

Jako że słupek rtęci wskazywał grubo powyżej 30 stopni (uwielbiam!) w naszym domku jest znośnie. W końcu można chodzić bez skarpetek i czapek :D.

obrazek ściągnięty z netu :)


Ale ja nie byłabym ja gdybym nie włączyła szwędacza.
-Życie nam ucieka!
Spakowałam, zapakowałam i pojechaliśmy... nad jeziorko. na nockę.
Ślubnego odkleiłam od olimpiady
Młodego od gry komputerowej
Młodą z Przyszłym od dylematów co zrobić z popołudniem
Psa od balkonu.
Siebie od monitora.
I było suuuper. Ja zalegałam na leżance. Głównie. Gdyż mój szwędacz i tam się włączył- kilka razy odbiłam piłkę... (trenowało się kiedyś..dawno..), po czym w ramach rękoochronnych przerzuciłam się na inną dyscyplinę olimpijską- badmintona. 
I wiecie co? Lewą ręką też można! Całkiem całkiem.
Po czym metodą komórkową przeczytałam prognozę:burze, grad, trąby... i się zaczęło uruchamianie wyobraźni. Nabraliśmy stracha, spakowaliśmy majdany i wróciliśmy  do domu. Pioruny rozświetlały drogę. 
Jestem szczęśliwa!
........
Kiedyś obiecałam, ze napiszę o dymionach.
Spędzaliśmy urocze wakacje w uroczych górach. Naszym czarodziejskim miejscu. W pobliżu klimatyczna knajpka. Wysłaliśmy naszą pierworodną, wówczas okołodziesięcioletnią do chatki po karty. Chcieliśmy trochę hazardu w klimacie knajpowym pouprawiać. Młoda wraca biegiem wystraszona. Burza warkoczyków podkakuje.
-Tam była krowa!!! Alarmuje wystarszone wyraźnie dziecię
-i co z tego???
- I miała DYYYMIONA!

Dodam tylko, że wstyd-śmiech podwójny.Towarzystwo mocno zwierzęce. A Młoda, pierworodna ojca swego, również zwierzęco związanego..
Do dziś nikt nie powie: wymiona:)


5 komentarzy:

  1. No i fajnie spedziłaś czas, nie myśląc o gadzie.
    Zdażyłaś z opowiaską zanim z pól zniknie ostatnia krowa. Ha!
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty zawsze jesteś niezawodna :) Tyle ludziów tu zagląda, a nawet dzień dobry nie powiedzą..:) Fajnie, ze jesteś :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Dymiona-super teraz to i mnie uświadomiłaś co ma tak naprawdę krowa, mieszkam na wsi i dobrze by było wiedzieć . A co do wypoczynku to dobrze czasem odreagować. Ja to wszystkim powtarzam ale się niestety sama bardzo rzadko do tego stosuje.Nie mam czasu niestety, ale się może zmobilizuje i na jakiś malutki urlopik wyskoczę pobudziłaś moją wyobraźnie co do dobrego wypoczynku.Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tez kiedyś czasu nie miałam... uwierz- warto go znaleźć. oj warto...

      Usuń
  3. Och sie usmiałam. Dymiona, już zawsze też tak bedę mówić. W ogóle przefajny, pozytywny wpis:))))

    OdpowiedzUsuń